Piechuła Piechuła
1159
BLOG

Jak zarobić miliony budując drogi?

Piechuła Piechuła Polityka Obserwuj notkę 14

W Polsce drogi szybkiego ruchu i autostrady buduje się wyłącznie dla pieniędzy. Interes społeczny i realizacja inwestycji odgrywają tutaj drugoplanową rolę. Dlaczego robotnicy nie pracują, a czas każdej budowy jest niewyobrażalnie długi? Bo to się po prostu opłaca.

Ustosunkowany milioner

Nie trzeba być szefem dużej firmy z wieloletnim doświadczeniem w branży, by otrzymać zlecenia na budowę autostrad. Wystarczy – stosunkowo skromny jak na tę dziedzinę – kapitał i dobre ustosunkowanie. By zarobić miliony przy budowie polskich dróg, każdy domorosły przedsiębiorca musi najpierw zdobyć:

·       - Dobrego znajomego w rządzie lub osobę mającą dojście do Rady Ministrów

·       - Znajomego w GDDKiA, pracującego przy organizacji interesującego nas przetargu
(lub osobę pracującą w podmiocie organizującym przetarg)

·       - Kilka bądź kilkanaście milionów złotych (zależy od skali przedsięwzięcia), które posłużą jako kapitał zakładowy dla firmy budowlanej

·       - Sprytnych, leniwych lub posłusznych wykonawców

Najlepiej byłoby, gdybyśmy sami mieli dobre, wręcz przyjacielskie relacje z Radą Ministrów i GDDKiA, ale bądźmy realistami – na kolegów będziemy musieli wydać troszkę gotówki. Ważne, by nie płacić z własnej kieszeni.

Jak zostać milionerem w 7 krokach

Gdy uda nam się już zgromadzić wszystkie potrzebne składniki, możemy przystąpić do zarabiania pieniędzy. Biznesplan wygląda następująco:

1.     1. Zakładamy firmę budowlaną – zależnie od skali przedsięwzięcia, kilka lub kilkanaście milionów kapitału zakładowego powinno spokojnie wystarczy. Pamiętajmy, by na ów kapitał nie przekazywać zbyt dużej ilości gotówki – to pieniądze, które najprawdopodobniej przepadną (patrz punkt 7.). Dbamy o pieczołowite wypełnienie wszystkich formalności. Na tym etapie nie może być żadnych wpadek czy niejasności – firma musi być zarejestrowana perfekcyjnie. To czasochłonny etap, zwłaszcza po wprowadzeniu przez PO tzw. „jednego okienka”, ale warto cierpliwie i spokojnie przez niego przejść.

Jeśli mamy znajomości wśród urzędników średniego szczebla – na tym etapie mogą okazać się pomocne i znacząco skrócić czas rejestracji naszej działalności gospodarczej. Nie narzekajmy jednak na przedłużające się terminy i liczne, niepotrzebne procedury – pomyślmy o urzędnikach jak o partnerach biznesowych – oni także chcą zarobić swoje.

2.     2. Czekamy na przetarg. Tutaj niezbędny okazuję się kolega, znajomy lub przyjaciel w podmiocie ogłaszającym zapotrzebowanie i konkurs. Jeśli chcemy zarobić naprawdę dużo, znajomy powinien pracować lub mieć dojścia do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

W zależności od naszych relacji ze znajomym, lub od grubości naszego portfela, otrzymamy informacje o przetargu z odpowiednim wyprzedzeniem, informacje dotyczące innych złożonych ofert, lub cynk odnośnie tzw. oferty optymalnej. To powinno pozwolić nam wygrać w cuglach.

Jeśli jesteśmy naprawdę przedsiębiorczy, możemy uzyskać jeszcze więcej. Mianowicie przetarg tak skonstruowany, że niezależnie od wysokości złożonej przez nas oferty, zostanie on rozstrzygnięty na naszą korzyść. Jeśli uda nam się ta sztuka, możemy zażądać naprawdę astronomicznych pieniędzy, porównywalnych nawet z kosztem warszawskiego odcinka drogi krajowej S8, gdzie za 10 km drogi zapłacono wykonawcom 2 mld 270 mln zł. Ale to wymaga naprawdę dobrych znajomości.

3.     3. Pieniądze potrzebne na realizację inwestycji znacznie przekraczają nasz kapitał zakładowy. To byłby nie lada problem i bez odpowiednich dojść nigdy byśmy go nie przezwyciężyli. Ale od czego są koledzy. Przez znajomego załatwiamy z co bardziej przedsiębiorczymi przedstawicielami Rady Ministrów poręczenie gigantycznego kredytu pod budowę drogi. Wysokość pożyczki może znacznie przekraczać realne koszty budowy – ważne, by wszystko było dobrze udokumentowane na papierze.

Zawyżamy więc koszty gdzie tylko się da, uważamy jednak by nie przesadzić – nie chcemy by sprawa wzbudziła niepotrzebne zainteresowanie. Musimy pamiętać, że głównym przeznaczeniem pożyczanych pieniędzy jest opłacenie wykonawców (dobrze, gdy to nasze „znajomki”) i kierownictwa naszej firmy, a nie zakup sprzętu, narzędzi i materiałów budowlanych. Naszym priorytetem jest zostać milionerem, a nie wielkim budowniczym – nie zapominajmy o tym!

Kredyt z poręczeniem rządowym dostaniemy bez większych problemów – dla pożyczkodawcy to pewna inwestycja, więc o źródło finansowania nie musimy się specjalnie martwić.

4.     4. Rozpoczynamy budowę. Po wygranym przetargu natychmiast podpisujemy umowy z podwykonawcami i sprowadzamy ciężki sprzęt. Ale tylko taki, który jest absolutnie konieczny, do użycia którego zobowiązuje nas zawarta umowa. Podwykonawcy nie są w ciemię bici i będą ostro negocjować stawki dla siebie. Bądźmy twardzi, ale wyrozumiali – oni także chcą zarobić swoje, a ten specyficzny rynek znają jak własną kieszeń. Wybieramy najtańszych i najbardziej zorientowanych w przedsięwzięciu (biznesowym, nie budowlanym!) partnerów.

5.     5. Rozgrzebujemy teren, tak by było widać, że coś się tutaj buduje, a następnie… zwalniamy. Moce przerobowe podwykonawców mają być wykorzystane maksymalnie w 1-2%. Niech robotnicy się nie spieszą, niech się nie przemęczają – przecież i tak dostaną pensję. Tak samo jak ich szefowie i my. Więc im dłużej będą budować, tym więcej zarobią. Wszyscy.

Kluczową kwestią jest ustalenie odpowiednio wysokich pensji. Dla siebie bierzemy jak najwięcej – kierujemy przecież tą całą „budową” – ale na współpracownikach też oszczędzać nie możemy. Wszystko musi się odbywać w atmosferze przyjaźni i partnerstwa, bo inaczej ktoś rozgoryczony niskim udziałem w zyskach zrobi aferę wokół wolno posuwającej się budowy. A to mogłoby zrujnować nam interes.

6.     6. Zarabiamy. Jeśli dobrze dobraliśmy poziom wynagrodzeń, pozostaje tylko czekać i pozorować kolejne ruchy. Przeciągająca się w czasie budowa przyniesie nam większe zyski z tytułu pensji dla kadry kierowniczej, niż moglibyśmy zarobić sumiennie realizując inwestycję. Czekamy, obijamy się i dbamy o ciszę wokół sprawy. Albo jeszcze lepiej – staramy się by ludzie mówili, że „się buduje”. Dobry PR może to załatwić. Dzięki temu zdobędziemy nie tylko gigantyczne pieniądze, ale również uznanie w środowisku.

7.     7. Gdy skończą się pieniądze – a kiedyś wreszcie taki moment nadejdzie – informujemy, że wzrost kosztów budowlanych w ostatnich latach (zwykle mija kilka wiosen, zanim wyczerpie się cała linia kredytowa) przerósł nasze najśmielsze oczekiwania i bez renegocjacji kontraktu nie będziemy w stanie dokończyć budowy.

W zależności od naszych kontaktów albo dostaniemy więcej pieniędzy i dalej będziemy „budować” drogę, albo nasza firma zyska opinię nierzetelnej i zostaniemy odsunięci od inwestycji. Oba warianty są dla nas dobre – w pierwszym przypadku wzbogacamy się jeszcze bardziej i być może nawet uda nam się za 2-3 lata wybudować autostradę; w drugim wariancie natychmiast po usunięciu nas z placu budowy ogłaszamy bankructwo, dzięki czemu gigantyczny kredyt zaciągnięty w punkcie trzecim spłacać będzie rząd. Publiczne pieniądze pokryją żądania banków, nasza firma zostanie rozwiązana, a my będziemy o kilka milionów zamożniejsi.

Na inwestycji skorzystają także podwykonawcy i robotnicy, którzy niskim kosztem uzyskają niebagatelny przychód. Wszystkim więc będzie żyło się lepiej. Co więcej, budowę drogi kontynuować będzie inna firma – co niewykluczone – również o dużych aspiracjach biznesowych, a niekoniecznie budowlanych. Interes więc będzie kręcić się dalej i nikomu nie zaszkodzimy.

Wolna praca, dobra płaca

Następnym razem gdy przejedziemy obok znudzonych robotników gapiących się w siną dal i odpalających papierosa za papierosem, nie dziwmy się im. Takie podejście do pracy po prostu się opłaca. Nie tylko im, ale także ich szefom. Oni w ten sposób zarabiają pieniądze. Znacznie lepsze pieniądze, niż gdyby uwijali się niczym mrówki z wyrównywaniem terenu i wylewaniem asfaltu.

A że cierpią na tym użytkownicy dróg – kierowcy, pasażerowie, dostawcy? Cóż, każdy biznes pociąga za sobą jakieś koszta. W przypadku budowy dróg są one właśnie takie. Ale przecież nie ma na co narzekać – inwestycja prędzej czy później zostanie dokończona i oddana do użytku. Trzeba tylko cierpliwie poczekać na jej dokończenie. W budowie znajduje się przecież cały kraj! Ważne, że jesteśmy na dobrej drodze.

* * Jeśli zainteresował Cię ten artykuł dołącz do mojej strony na FB. Z góry dziękuję! :) * *

Piechuła
O mnie Piechuła

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka